O moich relacjach z ludźmi

Kiedyś myślałam, że każdy człowiek, którego spotykam, może zostać w moim życiu na długo. Że wystarczy się zaprzyjaźnić, porozmawiać, podzielić kilkoma wspólnymi chwilami i już – mamy siebie na lata. Z biegiem czasu życie nauczyło mnie, że to wcale nie jest takie proste.

Dziś wiem jedno – koleżanką czy kolegą może zostać każdy. Ale żeby zostać w moim życiu naprawdę, na dłużej niż kilka miesięcy czy lat, trzeba czegoś więcej niż miłych słów i pustych gestów.

To nie tak, że ja nie chcę ludzi przy sobie. Wręcz przeciwnie – ja lubię ludzi. Lubię rozmowy, lubię śmiać się z drobiazgów, lubię dzielić codzienność. Ale moje relacje rzadko trwają dłużej niż dwa lata. I nie jest to kwestia mojej zamkniętości. To raczej efekt mojego sposobu patrzenia na świat – bo ja naprawdę czytam ludzi jak książki.


Umiejętność czytania ludzi

Odkryłam to w dorosłości. Wcześniej nie zwracałam na to takiej uwagi, wydawało mi się, że wszyscy ludzie po prostu są tacy, jacy się pokazują. Aż któregoś dnia mój mąż powiedział z półuśmiechem: „Ty jesteś jak wiedźma. Popatrzysz na kogoś i od razu wiesz, kim jest”.

Na początku traktowałam to jako żart. Ale życie potwierdziło, że miał rację. Ile razy ostrzegałam go, że ktoś nie jest szczery, że za ładnymi słowami kryje się zupełnie coś innego. I zawsze wychodziło na moje. Nigdy się nie pomyliłam.

To nie magia, nie szósty zmysł. To doświadczenie. Kiedy przeżyło się w życiu sporo, człowiek zaczyna dostrzegać detale, na które inni nie zwracają uwagi. Widzi, jak ktoś się uśmiecha – czy naprawdę, czy tylko z grzeczności. Słyszy, kiedy głos brzmi pewnie, a kiedy jest w nim fałsz. Potrafi odróżnić entuzjazm od sztucznej ekscytacji.

Może dlatego właśnie moje relacje są krótkie. Bo kiedy widzę, że coś się nie zgadza – nie brnę. Nie udaję, że jest inaczej. Nie walczę na siłę o znajomości, które od początku są budowane na kruchym fundamencie.


Czego wymagam od ludzi?

Wymagam niewiele. Nie musisz być idealny. Nie musisz zgadzać się ze mną we wszystkim. Nie musisz mieć pieniędzy, pozycji czy sukcesów. Dla mnie liczy się tylko jedno – szczere intencje.

W dzisiejszych czasach to chyba brzmi jak luksus. Bo wszyscy lubimy pokazywać się od lepszej strony, kreować wizerunek, czasem nawet zakładać maski. Tylko że mnie te maski nie interesują. Ja chcę zobaczyć człowieka takim, jakim naprawdę jest.

Dlatego czasem ludzie myślą, że skoro się uśmiecham, to od razu ich lubię. A to nieprawda. Uśmiech to czasem tylko uprzejmość. Prawdziwa sympatia przychodzi dopiero wtedy, gdy widzę, że mogę komuś zaufać. Że to, co mówi, pokrywa się z tym, co robi. Że nie muszę się domyślać, czy coś jest szczere.


Moje dzieci i prawda

Najlepiej rozumieją to moje dzieci. Od zawsze wiedziały, że nie ma sensu mnie okłamywać. Bo ja i tak wiedziałam. Wiedziały też, że jeśli pytam, to najczęściej już znam odpowiedź.

I wcale nie chodziło o strach. Chodziło o coś innego – o świadomość, że szczerość zawsze wygrywa. Dziś, kiedy z nimi rozmawiam, czuję, że ta nauka została w nich na dobre. Odpowiadają prawdę. Nawet gdy jest trudna, nawet gdy mogłaby zaboleć. Bo wiedzą, że właśnie to buduje między nami zaufanie.


Pomyłka, która bolała

Czy zdarzyło mi się pomylić? Tak, raz. Z mamą.

To była trudna lekcja, bo relacja z rodzicem to coś więcej niż zwykła znajomość. To emocje, wspomnienia, oczekiwania, miłość i ból splecione w jedno. Z mamą pomyliłam się, bo serce zbyt mocno zasłaniało mi oczy. I to doświadczenie pokazało mi, że nawet najlepszy radar czasem zawodzi, gdy w grę wchodzą emocje.

Ale nawet ta pomyłka nauczyła mnie, że tylko prawda daje szansę, by coś przetrwało.


Moje podejście do relacji

Dziś wiem, że nie potrzebuję tłumu ludzi wokół siebie. Nie muszę być „lubiana przez wszystkich”. Wystarczy mi garstka osób, przy których czuję się sobą. Takich, którzy nie udają, którzy potrafią być przy mnie nie tylko w chwilach śmiechu, ale też wtedy, gdy jest ciężko.

Mam jednego prawdziwego przyjaciela. I jest nim mój mąż.


On – mój jedyny przyjaciel

Nie dlatego, że jesteśmy razem. Nie dlatego, że „tak wyszło”. On naprawdę zasłużył na to miano.

To on idzie za mną w ogień. To on potrafi mnie zganić, kiedy trzeba. To on umie przeprosić, gdy zawini. To on przytula, kiedy świat przygniata. Nie zawsze się zgadzamy – często mamy zupełnie inne zdania. Ale wiem jedno – jego zdanie zawsze płynie z troski. Z serca. I dlatego liczy się dla mnie najbardziej.

Czasem żartuje, że cieszy się, iż jest w mojej drużynie, a nie po drugiej stronie. I ma rację. Bo ja, jeśli ktoś mnie skrzywdzi, nie podnoszę głosu. Nie rzucam przekleństwami. Nie robię scen. Ja działam spokojnie. Z głową. I zawsze do skutku. On to wie. I wie, że ta cecha, choć bywa trudna, jest też moją siłą.


Ciepło zamiast chłodu

Nie jestem zimna. Nie jestem „suka”, choć czasem ludzie mogą tak myśleć, gdy widzą, że kończę znajomość bez żalu. Ja po prostu dbam o siebie. Wiem, że nie warto otwierać drzwi szeroko dla każdego.

Ale jeśli już kogoś wpuszczę – dostaje we mnie lojalność, oddanie i szczerość. Dostaje kogoś, kto będzie obok niezależnie od okoliczności. I to jest wartość, której nie da się kupić ani udawać.


Moje zasady w relacjach

Przez lata ułożyłam sobie kilka zasad, których się trzymam:

1. Spójność ważniejsza niż słowa. Możesz mówić, co chcesz – ja i tak patrzę, co robisz.


2. Szczerość bez okrucieństwa. Prawda nie musi ranić, ale zawsze powinna być prawdą.


3. Granice to nie kara. To po prostu instrukcja obsługi mnie.


4. Cisza też jest odpowiedzią. Czasem najsilniejszą.


5. Jakość zamiast ilości. Jedna prawdziwa osoba jest warta więcej niż setka „na zdjęcie”.


A może Ty też tak masz?

Może czytając to, czujesz, że jest w tym coś o Tobie. Może też zauważyłeś, że wokół Ciebie jest wielu ludzi, ale niewielu naprawdę obecnych. Może czujesz, że dajesz za dużo tym, którzy nie potrafią tego docenić.

A może łapiesz się na tym, że gonisz za liczbami – znajomych, obserwujących, kontaktów. A w głębi serca wiesz, że liczby nic nie znaczą.

Jeśli tak – zatrzymaj się na chwilę. Pomyśl, kto naprawdę zasługuje, by być blisko. Kto nie tylko mówi, ale i robi. Kto nie tylko słucha, ale też słyszy. Kto nie tylko obiecuje, ale dotrzymuje.

Może się okazać, że takich osób jest niewiele. Może jedna, może dwie. Ale uwierz mi – to w zupełności wystarczy.


Moje przesłanie

Dziś, w świecie pełnym pośpiechu, mediów społecznościowych i powierzchownych relacji, łatwo zapomnieć, że prawdziwe więzi nie mają nic wspólnego z lajkami czy serduszkami.

Relacja to nie ilość. To jakość.

I tego właśnie życzę każdemu, kto to czyta – żebyś miał wokół siebie nie tłum, ale tych właściwych ludzi. Takich, przy których możesz zdjąć maskę, odetchnąć i być naprawdę sobą.

Bo życie jest zbyt krótkie, żeby marnować je na udawanie.

Posted in , ,

Dodaj komentarz