📖 🇵🇱🇬🇧 Tekst dostępny w dwóch językach – przetłumaczony na angielski poniżej.
Scroll down to read the English version. 🌍✨

🇵🇱

Zawsze mnie bawią ludzie, którzy mają „jeden ulubiony gatunek muzyczny”.
Jak oni to robią?
Jak można żyć w jednej emocji, w jednym rytmie, w jednej tonacji — cały czas?
Ja? Ja to mam całą orkiestrę w głowie. Jednego dnia jestem rockiem progresywnym z elementami rozpaczy egzystencjalnej, a następnego disco polo z tanecznym ADHD i refrenem o miłości do sołtysa.
I powiem wam jedno — każda z tych wersji mnie ma rację bytu.

Bo muzyka to nie tylko dźwięk.
To emocjonalny skrót klawiszowy do wspomnień, do stanów, do ludzi, których dawno już nie ma, ale wystarczy jedno „nanananana” i nagle siedzą z tobą w kuchni, piją kawę i śmieją się, jakby nigdy nie odeszli.

Nie wiem, jak jest u innych, ale u mnie każdy gatunek ma swoje zadanie, jak w dobrze zarządzanym przedsiębiorstwie chaosu.
Gdyby ktoś zrobił audyt mojej playlisty, pewnie by stwierdził, że mam osobowość wieloraką, z objawami przynajmniej czterech nastrojów równocześnie.
Ale to nic złego. To po prostu muzyczna wersja kobiecości – emocje, które się nie mieszczą w jednej kategorii Spotify.

🎸 Kiedy było źle – Coma i Rogucki

Są takie dni, kiedy świat brzmi jak popsuty gramofon.
Nic się nie zgadza, rytm się rozjeżdża, a każda nuta to zgrzyt.
I właśnie wtedy wchodzi on – Rogucki.
Z tą swoją poetycką brutalnością, z głosem, który nie prosi o uwagę, tylko wbija ci się w serce jak słowo, którego bałaś się wypowiedzieć.
Coma nie jest do słuchania – Coma jest do przeżywania.
To nie muzyka do tła, to muzyka do wywracania siebie na lewą stronę.

Włączałam ich zawsze, gdy było źle.
Nie po to, żeby się jeszcze bardziej dobić, tylko żeby w końcu coś poczuć.
Bo czasem człowiek potrzebuje zobaczyć swoje emocje z zewnątrz, w cudzym głosie.
Żeby zrozumieć, że nie tylko on ma bałagan w środku.
I Rogucki ten bałagan umie nazwać – z brutalną szczerością, która boli, ale leczy.

🎹 Gdy wspominam mamę – Czesław Niemen i Grzegorz Turnau

Kiedy myślę o mamie, nie włącza mi się smutek.
Włącza się ciepło wspomnienia – jak zapach drożdżowego ciasta i śmiech, który odbija się od ścian kuchni.
Wtedy gra Niemen. Bo jego głos to jak rozmowa z kimś, kto wie więcej, ale nie mówi tego wprost.
A potem Turnau, bo on potrafi zamienić ciszę w poezję.
Ich muzyka nie boli. Ona otula.
Przypomina, że można być wspomnieniem, które daje spokój, a nie ranę.

To te chwile, kiedy dźwięki płyną delikatnie, a ja pozwalam sobie na to, żeby na chwilę się zatrzymać.
Nie po to, żeby wracać do przeszłości, ale żeby przypomnieć sobie, skąd przyszłam.
Bo bez tego nie da się iść dalej – nawet jeśli się bardzo chce.

💃 Kiedy sprzątam – Techno i Rave

Kiedy biorę się za sprzątanie, to włącza mi się tryb Rave Queen.
Nie ma mopa – jest mikrofon.
Nie ma odkurzacza – jest scena.
Nie ma kurzu – są światła stroboskopowe i ja w dresie, z włosami w koczku, robiąca show życia między kuchnią a łazienką.

To jest właśnie cud muzyki – potrafi zamienić prozę życia w teledysk.
Techno ma w sobie coś oczyszczającego.
Rytm, który porządkuje myśli, nawet jeśli one same są w rozsypce.
To takie muzyczne ADHD z funkcją terapeutyczną.
Bo jak już się człowiek wystuka w rytm basu, to nagle i mieszkanie, i głowa stają się lżejsze.

🚗 Kiedy jadę do pracy – Sylwia Grzeszczak i motywujące nuty

Sylwia Grzeszczak to moja poranna psychoterapeutka.
Nie zadaje pytań, nie ocenia, po prostu śpiewa:
„Po co mi ten świat, jeśli nie mam Ciebie?” – a ja w korku na obwodnicy Birmingham odpowiadam z pełnym przekonaniem: „No właśnie, Sylwia, po co?!”

Jej muzyka działa jak poranna kawa – nie dlatego, że jest głośna, tylko dlatego, że budzi emocje, zanim budzik zdąży je zabić.
Każdy dzień zaczynam od małej porcji dźwięków, które przypominają mi, że jeszcze żyję, jeszcze mogę, jeszcze mam siłę.
To takie moje codzienne „muzyczne BHP” – nie zaczynaj pracy bez ochrony emocjonalnej.

😤 Kiedy jestem zła – Rap i Grubson

Są też dni, kiedy we mnie wrze.
Kiedy świat mnie denerwuje bardziej niż reklamy leków na hemoroidy między filmami na YouTube.
I wtedy wchodzi rap.
Nie delikatny, nie filozoficzny, tylko ten prawdziwy – z pazurem, z gniewem, z prawdą.
Bo czasem nie da się już ładnie tłumaczyć. Trzeba wyrzucić z siebie cały ten wewnętrzny hałas, najlepiej w rytmie 90 BPM.

Grubson w tym wszystkim jest moim ulubionym przypadkiem.
Bo potrafi krzyczeć o bólu, ale w taki sposób, że po chwili masz ochotę tańczyć.
Jest w nim równowaga między agresją a akceptacją.
Jakby mówił: „Masz prawo się wściekać, ale nie zapominaj, że życie nadal jest twoje.”
I wtedy ja też to czuję.

🪩 Kiedy jest radośnie – Disco Polo

A potem przychodzi moment, w którym przestaję analizować.
Bo czasem nie trzeba rozumieć muzyki – wystarczy ją poczuć w nogach.
I wtedy wjeżdża disco polo.
Bez wstydu. Bez tłumaczenia. Bez filozofii.

Niech sobie elity muzyczne przewracają oczami – ja w tym czasie śpiewam z pełnym zaangażowaniem o dziewczynie, która tańczy dla mnie.
Bo właśnie o to chodzi w muzyce – żeby w danej chwili była twoja.
Nie idealna, nie głęboka, nie ambitna. Po prostu twoja.

🧩 Psychologia dźwięku

Jeśli spojrzeć na to z psychologicznej strony, muzyka to jedna z najbardziej naturalnych form autoterapii.
To, co mówimy na sesji, muzyka potrafi zrobić w trzy minuty.
Dotknąć emocji, których sami nie umiemy nazwać.
Uregulować oddech, podnieść tętno, wywołać łzy, przypomnieć zapachy i obrazy, które dawno zniknęły.

Badania pokazują, że muzyka aktywuje obszary mózgu odpowiedzialne za emocje, pamięć i przyjemność jednocześnie.
Dlatego jedna piosenka potrafi cię rozwalić bardziej niż 10 godzin terapii.
Ale też może cię uratować szybciej niż niejedna rozmowa.

Każdy gatunek ma swoją funkcję:
– rock i metal pozwalają wyrzucić z siebie złość,
– pop podnosi poziom serotoniny,
– jazz synchronizuje fale mózgowe,
– a klasyka uspokaja układ nerwowy.

Nie ma „lepszej” muzyki.
Są tylko różne emocje, które w danym momencie potrzebują swojego brzmienia.

🎭 Rozdwojenie muzycznej jaźni

Czasem mam wrażenie, że mam rozdwojenie muzycznej jaźni.
Jednego dnia płaczę przy balladzie, drugiego tłukę się w rytm bębnów, trzeciego tańczę jakby nikt nie patrzył, choć wszyscy patrzą.
I wiecie co?
To jest w porządku.

Bo muzyka nie wymaga spójności.
Nie trzeba mieć jednego stylu, żeby być sobą.
Nie trzeba znać teorii, żeby coś poczuć.
Nie trzeba być DJ-em, żeby wiedzieć, kiedy serce gra szybciej, a kiedy milknie.

Ja po prostu słucham tego, co do mnie mówi w danej chwili.
Czasem to jest Rogucki, czasem Grzeszczak, czasem chłop z YouTube’a, który nagrał remix odkurzacza.
Nie ma znaczenia.
Liczy się tylko to, że dźwięk trafia dokładnie tam, gdzie ma trafić.

❤️ I może właśnie o to chodzi

Może wcale nie potrzebujemy jednego ulubionego gatunku, żeby mieć gust.
Może gust to nie konsekwencja, tylko wrażliwość.
Bo muzyka nie dzieli – ona łączy momenty, które wydawały się nie do połączenia.

Czasem myślę, że gdyby ktoś zrobił playlistę mojego życia, wyszłaby z tego niezła psychologiczna zagadka.
Od Nirvany po Zenka Martyniuka, z przerwą na medytacyjne dzwonki z YouTube.
Ale może właśnie tak wygląda dusza, która żyje – trochę rozstrojona, trochę nie na beat, ale zawsze w rytmie serca.

Więc jeśli jeszcze nie słuchałam twojej muzyki – spokojnie.
To nie znaczy, że mi się nie spodoba.
To znaczy tylko, że jeszcze nie wpadła do mnie w odpowiednim momencie.
Bo każda piosenka ma swój czas.
Tak samo jak każda emocja.
I kiedy w końcu się spotkają – to będzie idealne brzmienie.

🎧 Muzyka, która gra w głowie, czasem głośniej niż cały świat.
🎵 Music that plays inside the head — sometimes louder than the whole world.



🇬🇧

People who have “one favourite music genre” always make me laugh.
How do they do that?
How can you live in one emotion, one rhythm, one tone — all the time?

Me? I’ve got a whole orchestra in my head. One day I’m progressive rock with a touch of existential despair, the next — disco polo with dancefloor ADHD and a chorus about falling in love with the village mayor.
And you know what? Every version of me makes perfect sense.

Because music isn’t just sound.
It’s an emotional shortcut key — to memories, to moods, to people long gone, who suddenly reappear the moment a single nanananana plays, sitting with you in the kitchen, drinking coffee, laughing, as if they never left.

I don’t know about others, but for me, every genre has its job — like in a perfectly managed company of chaos.
If someone audited my playlist, they’d probably diagnose me with multiple personalities, each with its own soundtrack.
But that’s fine. It’s just the musical version of womanhood — emotions too big to fit into one Spotify category.

🎸 When things were bad – Coma & Rogucki

There are days when the world sounds like a broken record.
Nothing fits, rhythm collapses, every note grinds.
And that’s when he comes in — Rogucki.
With his poetic brutality, a voice that doesn’t ask for attention but cuts straight through your chest like a word you were too afraid to say.
Coma isn’t for listening — it’s for feeling.
It’s not background music; it’s self-dissection through sound.

I’d play them when things got hard.
Not to feel worse, but to finally feel something.
Because sometimes you need to hear your own emotions through someone else’s voice — to realise you’re not the only one with chaos inside.
And Rogucki… he names that chaos. With brutal honesty that hurts — but heals.

🎹 When I think of my mother – Czesław Niemen & Grzegorz Turnau

When I think of my mum, sadness doesn’t show up — warmth does.
The smell of yeast cake, laughter bouncing off kitchen walls.
Then Niemen plays. His voice feels like a conversation with someone who knows more, but won’t say it outright.
Then Turnau comes in — turning silence into poetry.
Their music doesn’t hurt. It embraces.

It reminds me that memory can bring peace, not pain.
That you can be gone and still be a gentle light in someone’s life.
I let those melodies flow softly, just long enough to stop and breathe.
Not to go back — but to remember where I came from.
Because you can’t move forward if you forget your roots.

💃 When I clean – Techno & Rave

When it’s cleaning time, my brain switches to Rave Queen mode.
No mop — just a microphone.
No vacuum — a stage.
No dust — strobe lights and me, hair in a bun, performing a full-blown show between the kitchen and the bathroom.

That’s the magic of music — it turns the mundane into a music video.
Techno has this cleansing power.
The beat lines up your thoughts even when they’re falling apart.
It’s like therapeutic ADHD — when you’ve stomped enough to the bass, both your feet and your head feel lighter.

🚗 When I drive to work – Sylwia Grzeszczak & motivational beats

Sylwia Grzeszczak is my morning therapist.
No questions, no judgment — just singing:
“What’s the point of this world if I don’t have you?” — and there I am, stuck in Birmingham traffic, shouting back: “Exactly, Sylwia! What’s the point?!”

Her songs hit like caffeine — not because they’re loud, but because they wake emotions before the alarm kills them.
I start every day with a small dose of music reminding me I’m still alive, still capable, still strong.
It’s my emotional safety gear — never start work without it.

😤 When I’m angry – Rap & Grubson

Then there are days when everything annoys me more than YouTube ads for haemorrhoid cream.
That’s when rap steps in.
Not the gentle kind — the raw, honest, gritty kind.
Because sometimes you just can’t be polite anymore. You’ve got to scream it out — preferably at 90 BPM.

Grubson is my favourite in this category.
He can yell about pain in a way that makes you want to dance.
He balances aggression and acceptance.
Like he’s saying: “You’ve got every right to be pissed — just don’t forget, life’s still yours.”
And suddenly, I believe it too.

🪩 When I’m happy – Disco Polo

And then come the carefree days.
When you stop analysing and just feel the beat.
That’s when disco polo enters — no shame, no excuses, no philosophy.

Let the music snobs roll their eyes — I’ll be here singing passionately about “the girl who dances for me.”
Because that’s what music’s about — it’s yours in that moment.
Not perfect, not deep, not refined. Just yours.

🧩 The Psychology of Sound

From a psychological point of view, music is one of the most natural forms of self-therapy.
What you say in a therapy session, music can do in three minutes.
It touches emotions you can’t name, regulates your breathing, raises your heart rate, brings back smells and faces long gone.

Studies show that music activates brain areas responsible for emotion, memory, and pleasure simultaneously.
That’s why one song can destroy you more than ten hours of therapy — but also save you faster than one conversation.

Every genre serves a purpose:
– rock and metal let out anger,
– pop raises serotonin,
– jazz synchronises brain waves,
– classical music calms the nervous system.

There’s no “better” music.
Only different emotions that need their own sound.

🎭 Split Musical Personality

Sometimes I feel like I have musical split personality disorder.
One day I cry to a ballad, the next I’m pounding to drums, the third I’m dancing like no one’s watching — even though everyone is.
And you know what? That’s okay.

Music doesn’t demand consistency.
You don’t need one style to be yourself.
You don’t need theory to feel.
You don’t need to be a DJ to know when your heart speeds up — or falls silent.

I just listen to what speaks to me in that moment.
Sometimes it’s Rogucki, sometimes Grzeszczak, sometimes a random guy from YouTube remixing a vacuum cleaner.
It doesn’t matter.
What matters is that the sound hits exactly where it’s meant to.

❤️ And maybe that’s the point

Maybe we don’t need a single favourite genre to have taste.
Maybe taste isn’t about consistency — but sensitivity.
Music doesn’t divide; it connects the moments we thought couldn’t coexist.

If someone made a playlist of my life, it would be a psychological puzzle — Nirvana next to Zenek Martyniuk, with a break for meditation bells from YouTube.
But maybe that’s what a living soul looks like — a little offbeat, a little out of tune, but always in the rhythm of the heart.

So if I haven’t listened to your kind of music yet — don’t worry.
It doesn’t mean I won’t like it.
It just means it hasn’t found me at the right time yet.
Because every song has its moment.
Just like every emotion.
And when they finally meet — it’ll be perfect harmony.

Posted in , , , , ,

Jedna odpowiedź do „PL/EN Muzyka mojego rozchwianego nastroju / The Music of My Unstable Mood”

  1. Awatar darcologic

    Bardzo dobre podejście

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz