👇Scroll down for English 👇
Wstęp
Wczoraj podczas spaceru z mężem, zanim jeszcze zamknęliśmy aplikację na zegarku i zaczęliśmy porównywać, kto zrobił więcej kroków, wpadł temat… nicości.
Tak, wiem – brzmi to bardziej jak tytuł horroru niż niedzielnego spaceru w brytyjskim słońcu, ale spokojnie – nie zwariowaliśmy.
Doszliśmy po prostu do wniosku, że być może to, co dzieje się na świecie, to początek końca.
Nie takiego spektakularnego końca jak w filmach – bez tsunami, zombie ani nawet Apokalipsy według Netflixa.
Raczej powolnego, cichego końca sensu.
Bo ludzie mają już wszystko, co mogą mieć. I nie mają już dokąd iść.
Nadmiar to nowa bieda
Pamiętam, kiedy przyjechaliśmy do Wielkiej Brytanii. Czuliśmy się wtedy, jakbyśmy wygrali w totolotka.
Stać nas było na wszystko.
Nie musieliśmy się zastanawiać, czy wystarczy do dziesiątego, ani liczyć każdego grosza.
Słodycze? Na wyciągnięcie ręki.
Owoce? Kupowałam kilogramami.
McDonald’s? W Polsce chodziłam tam z dziećmi tylko w dniu ich urodzin. Tutaj – prawie codziennie.
I wiesz co? Na początku to dawało ogromną radość. Bo jeśli całe życie marzysz o tym, żeby nie musieć wybierać między czekoladą a chlebem, a potem nagle możesz mieć i jedno, i drugie, to czujesz się królem świata.
Ale mija czas… i ta wolność staje się pułapką.
Bo kiedy wszystko jest dostępne – nic już nie cieszy.
Kiedy możesz mieć wszystko – nie wiesz, czego naprawdę chcesz.
Świat, który się zatrzymał
Przeglądam Facebooka – nuda. TikToka – też nic.
Otwieram aplikację, przewijam, zamykam. I zadaję sobie pytanie: czy to świat stanął w miejscu, czy ja?
Firmy prześcigają się w wymyślaniu nowych rzeczy – nowe aplikacje, nowe smartfony, nowe kolory samochodów.
A ja patrzę na to wszystko i myślę: „czy naprawdę to jest postęp?”.
Kiedyś czekało się na nowy telefon, bo był lepszy. Dziś jest po prostu nowszy.
Kiedyś ludzie marzyli o podróży do innego kraju, dziś siedzą z laptopem w kuchni i odwiedzają cały świat przez Google Maps.
Mam wrażenie, że świat utknął w trybie „aktualizacji systemu”.
Wszystko działa, ale nikt już nie pamięta, po co.
Upadek przez dobrobyt
To zdanie, które kiedyś usłyszałam, nie daje mi spokoju:
„Nasze dzieci mają wszystko, więc żeby mogły się rozwijać, będą musiały wszystko stracić, żeby miały o co walczyć.”
I choć brzmi brutalnie – coraz częściej widzę w tym prawdę.
Dobrobyt zabił w nas głód. Nie ten fizyczny, ale emocjonalny, duchowy, egzystencjalny.
Bo kiedy nie musisz się martwić o przetrwanie, zaczynasz się martwić o… powód, dla którego w ogóle żyjesz.
Rządzący też dali się wciągnąć w grę
Nie tylko zwykli ludzie się zagubili.
Patrzę na rządzących – tych, którzy mieli nas prowadzić, inspirować, chronić – i widzę, że oni też wpadli w tę samą pułapkę.
Wielka gra o władzę i pieniądze zamieniła się w globalny hazard na kredyt.
Państwa pożyczają od siebie, od korporacji, od instytucji, których nazw przeciętny obywatel nawet nie zna.
Dług stał się nową formą broni – cichą, elegancką, bez huku armat.
Kiedyś kraj zdobywało się wojną.
Dziś wystarczy pożyczka z odpowiednim oprocentowaniem.
Wczoraj podpisują memorandum, jutro oddają ziemię, zasoby, wpływy – wszystko za długi.
Bez czołgów, bez ofiar, bez protestów.
Wystarczy kilka cyfr na ekranie.
To, co niegdyś nazywano „kolonializmem”, dziś nazywa się „współpracą gospodarczą”.
Tyle że efekt ten sam – bogaci stają się bogatsi, a reszta świata płaci rachunki.
Technologia – błogosławieństwo czy przekleństwo?
Kiedyś technologia miała nam ułatwić życie.
Dziś raczej je komplikuje.
Smartwatch liczy kroki, aplikacja liczy kalorie, telefon przypomina, żeby pić wodę, a lodówka wie, że kończy się mleko.
A mimo to – czujemy się bardziej zagubieni niż kiedykolwiek.
Technologia nie zabrała nam rąk, ale zabrała nam… potrzebę działania.
Zamiast gotować – zamawiamy.
Zamiast rozmawiać – piszemy.
Zamiast pytać – googlujemy.
Kiedyś, żeby znaleźć inspirację, trzeba było iść do biblioteki.
Dziś wystarczy otworzyć telefon i… przestać wierzyć, że inspiracja istnieje.
Może to właśnie największa ironia naszych czasów – wszystko mamy na wyciągnięcie ręki, a jednak wciąż czegoś nam brakuje.
Bieda nowego rodzaju
Kiedy mówię o biedzie, nie mam na myśli pustego portfela.
Myślę raczej o biedzie sensu.
Biedzie celu.
Biedzie wyzwania.
Bo jak ma się rozwijać pokolenie, które ma wszystko, zanim jeszcze zdążyło czegoś zapragnąć?
Dzieci rodzą się z iPhone’em w ręku i tabletem w łóżeczku.
Zanim nauczą się mówić, już wiedzą, jak przesunąć ekran.
I nie – nie zazdroszczę im.
Bo ja dorastałam w czasach, gdy trzeba było się postarać, żeby coś mieć.
Gdy trzeba było kombinować, odkładać, marzyć.
To właśnie z tego rodziła się kreatywność.
A teraz? Kreatywność zastąpiły filtry i „AI suggestions”.
Zmęczeni nadmiarem
Nie wiem, czy to kwestia wieku, doświadczenia, czy może świadomości.
Ale coraz częściej łapię się na tym, że nie potrzebuję więcej.
Nie chcę nowej sukienki, bo i tak za miesiąc mi się znudzi.
Nie chcę nowego telefonu, bo stary działa.
Nie chcę kolejnej kolacji w restauracji, bo wszystkie kuchnie już próbowałam.
Nie chodzi o skąpstwo. Chodzi o przesyt.
O to uczucie, że cokolwiek byś nie kupił – i tak cię to nie zaspokoi.
Bo problem nie jest w braku rzeczy.
Problem jest w braku emocji, które te rzeczy kiedyś dawały.
Co dalej, człowieku?
Z jednej strony technologia daje nam wolność.
Z drugiej – zamyka nas w złotej klatce wygody.
Nie musimy już o nic walczyć, więc przestajemy próbować.
Nie musimy się starać, więc przestajemy marzyć.
A rządy?
Będą dalej drukować, pożyczać i udawać, że wszystko jest pod kontrolą.
Aż pewnego dnia obudzimy się w świecie, w którym nie trzeba będzie wojny, by kraj zmienił właściciela.
Wystarczy bank.
Zamiast zakończenia
Może to nie koniec świata.
Może to tylko początek nowego etapu.
Tego, w którym ludzie przestaną ścigać się na posiadanie, a zaczną ścigać się na świadomość.
Tego, w którym „więcej” przestanie być synonimem „lepiej”.
Tego, w którym znów nauczymy się cieszyć z prostych rzeczy: rozmowy, spaceru, kubka kawy, własnego pomysłu.
Bo prawdziwa bieda to nie brak pieniędzy.
Prawdziwa bieda to brak sensu.
A sens, paradoksalnie, najczęściej przychodzi wtedy, gdy wszystko inne… już mamy.

Granice, zakazy, czerwone kółka — wszystko wygląda jak gra, dopóki nie zrozumiesz, że to już nie zabawa.
EN:
Children play at being adults, while adults keep pretending they know what they’re doing.
Lines, rules, red circles — it all looks like a game until you realise it stopped being one long ago.
Introduction
Yesterday, while walking with my husband – before we even closed the step-tracking app and started comparing who did more – we ended up talking about… nothingness.
It sounds dramatic, I know – more like a sci-fi title than a peaceful British stroll – but we both felt it: maybe this is the beginning of the end.
Not the loud, cinematic kind of end, but the quiet one.
The one where people have everything, yet somehow… nothing left to live for.
When “Too Much” Becomes the New Poor
I remember when we first came to the UK.
It felt like winning the lottery.
We could finally afford everything.
No counting pennies, no worrying about the 10th of the month.
Sweets within reach, fruit by the kilo, McDonald’s almost daily – after years of “just surviving”, that felt like freedom.
But after a while, even freedom becomes dull.
When everything is available – nothing feels special anymore.
When you can have it all – you forget what it’s like to want.
A World That Stopped Moving
Facebook? Boring. TikTok? Recycled.
Open, scroll, close. Repeat.
Companies are competing to invent “something new”: new apps, new phones, new colours of the same car.
But is that really innovation?
Once we waited for a new phone because it was better.
Now we buy it because it’s different by 3 pixels.
The world feels like it’s stuck in an endless “system update”.
Everything functions – but no one remembers why.
Prosperity and the Death of Hunger
There’s a phrase I can’t get out of my head:
“Our children have everything. So to grow, they will need to lose everything – to have something to fight for.”
And maybe that’s exactly what’s happening.
We’ve been fed comfort for so long that we’ve lost our appetite for meaning.
When survival is no longer the issue, purpose becomes the crisis.
The Ruling Class and the Game of Debt
It’s not just ordinary people who got lost.
Look at the ones running the show – the politicians, the ministers, the so-called “world leaders”.
They’ve all joined the same global casino.
Nations borrowing from nations, from banks, from invisible institutions with names nobody can pronounce.
Debt has become the new weapon of control – silent, bloodless, and brilliantly efficient.
Once, countries were conquered with tanks.
Now, they’re conquered with loans.
Today they sign “partnership agreements”.
Tomorrow they hand over land, resources, and power – to pay their debts.
No wars. No protests. Just spreadsheets.
Yesterday’s colonialism is today’s economic cooperation.
Same result – the rich get richer, and everyone else signs another repayment plan.
Technology: Our Shiny Cage
Technology was supposed to liberate us.
Instead, it babysits us.
Our watches track our steps, our phones track our thoughts, and our governments track… well, everything else.
And we let them – because it’s convenient.
We don’t cook anymore, we order.
We don’t talk anymore, we type.
We don’t think anymore, we search.
We traded effort for comfort and called it progress.
And somehow, we feel more lost than ever.
The New Poverty
When I speak of poverty, I don’t mean an empty wallet.
I mean the emptiness of purpose.
The poverty of curiosity.
The hunger for meaning has been replaced by next-day delivery.
Children are born with screens in their hands and algorithms shaping their thoughts before they learn to read.
They don’t dream – they swipe.
They don’t create – they consume.
And maybe that’s why creativity feels extinct.
Because real creativity grows out of lack.
Out of the need to invent, to imagine, to survive.
We removed the lack – and with it, the spark.
Exhausted by Excess
I don’t know if it’s age, wisdom, or just burnout from abundance – but I don’t want more.
Not another outfit. Not another gadget. Not another restaurant that looks like the last ten.
I don’t crave more things.
I crave more peace.
More silence. More meaning.
Because the problem isn’t that we have too little.
It’s that we feel too little about what we have.
What’s Next, Humanity?
Technology gave us freedom – and governments sold that freedom back to us in monthly instalments.
They borrow, print, and pretend everything’s fine, while quietly mortgaging the future of entire nations.
One day we’ll wake up and realise that countries no longer change hands through war – but through debt ownership.
A quiet, paper-based conquest.
No tanks, no soldiers – just signatures.
And when that day comes, people will finally understand:
We lost not because someone invaded us,
But because we stopped paying attention.
Conclusion
Maybe this isn’t the end.
Maybe it’s just an intermission – a pause before the next act of human evolution.
Maybe people will finally stop competing for possessions and start competing for awareness.
Maybe governments will stop pretending to lead and start learning to listen.
Maybe “more” will stop meaning “better”.
Because real poverty isn’t about money.
Real poverty is the absence of purpose.
And the funny part?
Purpose often shows up the moment you realise you already have… everything.
Dodaj komentarz