Nie wiem, kto wpadł na pomysł, żeby mnie puścić na żywo w internecie, wybaczcie już wiem to bylam ja 😅 i chyba powinnam dostać medal. Albo przynajmniej darmową kawę ode mnie dla mnie. ☕
Bo gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że będę siedzieć przed kamerą i gadać do telefonu – bez przygotowania, bez planu, bez sensu – to bym się roześmiała tak, że aż by mi się tusz rozmazał.

A jednak.
Stało się.
Włączyłam pierwszego live’a.

Nie dlatego, że miałam coś ważnego do powiedzenia.
Nie.
Po prostu chciałam zobaczyć, jak to działa.
Test.
Nic więcej.

No i zobaczyłam.

☕ Kiedy piszę – jestem poważna.

Kiedy mówię – nie potrafię być poważna.

To jest ta dziwna sprzeczność we mnie.

Jak siadam do pisania, to wszystko we mnie cichnie. Piszę o emocjach, o życiu, o ludziach, o sobie – serio, głęboko, czasem aż boli.
A jak tylko otworzę usta, to… koniec powagi.
Humor wchodzi sam, jakby miał do mnie klucz i nawet nie pukał.

Nie potrafię być poważna, kiedy mówię.
Zawsze mi się coś włączy: ironia, sarkazm, śmiech.
Czasem próbuję się powstrzymać, ale to silniejsze ode mnie.

I to jest właśnie śmieszne – kiedy piszę, ludzie płaczą.
Kiedy mówię, ludzie się śmieją.
A ja wciąż jestem tą samą osobą, tylko w innej wersji.

🎥 Live, który był o niczym

Nie było żadnego planu, żadnej kartki, żadnego „dzisiaj porozmawiamy o…”.
Włączyłam kamerę, patrzę na siebie i myślę:
„No dobra, to teraz co?” 😅

I zaczęłam gadać.
Trochę o niczym, trochę do siebie, trochę się śmiałam, trochę nuciłam.
Bo tak już mam – jak nie wiem, co powiedzieć, to nucę.

To był typowy ja-moment: zero planu, zero scenariusza, ale z sercem.

Nie było tam żadnej wielkiej mądrości, żadnej nauki o życiu, żadnego przesłania.
Było po prostu prawdziwie.

💬 Ludzie wchodzili i wychodzili – a mnie to bawiło

To był mój ulubiony moment.
Patrzę – licznik pokazuje, że ktoś wszedł.
Po chwili – wyszedł.
Za chwilę ktoś nowy.
I tak cały czas.

Nie wiedziałam, czy się znudzili, czy może właśnie zadzwonił im czajnik, ale za każdym razem chciało mi się śmiać.

Normalny człowiek pomyślałby:
„O nie, tracę widzów!”
A ja:
„Spoko, może poszli po kawę. Pewnie wrócą.” 😂

To było jak siedzenie w kawiarni, gdzie ludzie wchodzą, patrzą, uśmiechają się i wychodzą – a ja nadal gadam.
Bo po co przerywać?

📱 Ludzie starej daty kontra nowoczesność

No i tu zaczyna się najzabawniejsze.

Nie wiedziałam, że live’a nie można zatrzymać.
Serio.
Myślałam: „Zatrzymam na chwilę, zobaczę lajki, sprawdzę, kto tu w ogóle jest, i wrócę”.

Na szczęście nie zatrzymałam, bo pewnie wszystko by zniknęło.
Ale w głowie już miałam plan: „Dobra, jak nie widzę lajków, to może wyłączę i włączę od nowa?”

Ludzie starej daty tak mają. 😅
My nie lubimy, jak coś nie działa tak, jak powinno.
Ale zamiast się denerwować – po prostu się śmiejemy i próbujemy dalej.

Bo my się wychowaliśmy w czasach, kiedy jak telewizor nie działał, to się w niego pukało.
Więc jak coś nie klika na Facebooku, to człowiek instynktownie ma ochotę zrobić to samo.

😂 Humor – ten, który zawsze mnie ratuje

Ja naprawdę chciałam być poważna.
Miałam w głowie, że powiem coś mądrego, może coś motywującego.
Ale wyszło jak zawsze.

Zaczęłam się śmiać z samej siebie.
Z tego, jak siedzę przed telefonem i próbuję wyglądać profesjonalnie, a tymczasem gadam o niczym i jeszcze nucę jak jakaś ciocia na imieninach.

Ale wiecie co?
To było najlepsze, co mogłam zrobić.

Bo humor mnie ratuje.
Nie śmieję się, bo mi wesoło.
Śmieję się, żeby nie zwariować.
Bo czasem to jedyny sposób, żeby przetrwać.

🧠 Lekcje z live’a, który nic nie wniósł (a jednak wniósł wszystko)

1. Nie muszę mieć planu.
Czasem wystarczy być sobą.


2. Nie muszę widzieć lajków, żeby wiedzieć, że ktoś się uśmiechnął.
Wystarczy, że ja się śmieję.


3. Nie trzeba mówić mądrze, żeby mówić prawdziwie.
Autentyczność zawsze wygra z perfekcją.


4. Nucenie to też forma komunikacji.
Może nieco dziwna, ale przynajmniej szczera. 🎶


5. Ludzie starej daty też mogą robić live’y.
Tylko muszą mieć więcej cierpliwości niż telefon ma baterii.


❤️ Zaskoczenie, które przyszło po

Po zakończeniu tego live’a (czy raczej „testu na cierpliwość”) byłam pewna, że się ośmieszyłam.
Ale nie.
Zamiast wstydu – przyszła radość.

Bo zrozumiałam, że mnie to naprawdę bawi.
Że mogę być sobą, nieudolnie, chaotycznie, bez planu – i że to wystarczy.

Nie potrzebuję skryptu, filtra ani perfekcyjnego kadru.
Wystarczy kawa, luz i trochę śmiechu.

📆 I co dalej?

Za tydzień – w sobotę 25-10-2025 o 17:00 – robię kolejnego live’a.
Tym razem może się przygotuję… a może znowu nie.
Zobaczymy.

Ale wiem jedno – zrobię to z sercem, tak jak zawsze.
Bo to już nie jest tylko test.
To jest coś, co zaczynam lubić.

I nawet jeśli znowu będę gadać o niczym, to przynajmniej będę robić to z przekonaniem i uśmiechem. 😅

🎯 Na koniec

Nie wiem, czy ten pierwszy live coś zmienił w świecie.
Ale na pewno zmienił coś we mnie.

Zrobiłam coś, czego się bałam.
Nie uciekłam.
Nie wyłączyłam.
Nie przestałam mówić, nawet kiedy nie wiedziałam, o czym mówię.

I to jest dla mnie ogromny krok.

Więc jeśli jesteś kobietą, która myśli, że nie da rady, że się nie nadaje, że się wstydzi – zrób jak ja.
Włącz.
Powiedz cokolwiek.
Nawet jeśli to „cokolwiek” zamieni się w nucenie.

Bo czasem właśnie z niczego rodzi się coś.

🩷 Do zobaczenia w sobotę o 17:00.
Nie wiem jeszcze, o czym pogadamy, ale wiem, że będzie śmiesznie, prawdziwie i po naszemu.
Bez planu, bez presji, bez udawania.
Z kawą, humorem i odrobiną chaosu – czyli dokładnie tak, jak lubię.

Posted in , ,

3 odpowiedzi na „🎙️ Z tyłu powaga, z przodu śmiech – czyli mój pierwszy testowy live”

  1. Awatar Lulu

    Gratuluję! Przede wszystkim odwagi i samego doświadczenia. Za mną też chodzi chęć „pogadania w sieć”, ale boje się tego odsłonienia, jakiegoś takiego wewnętrznego rozgogolenia, poza tym nie cierpię siebie słuchać i nie mam nikomu nic do powiedzenia (co obiektywnie rzecz ujmując raczej nie jest prawdą), więc ciężko by było się przemóc, ale kto wie? Może kiedyś, gdzieś, nigdy nie mów nigdy. 😉
    A z ciekawości, gdzie będziesz prowadzić swojego live’a?

    Polubienie

    1. Awatar Lulu

      * boję się; nie lubię zostawiać literówek. 😉

      Polubienie

  2. Awatar Eliza Siatkowska

    Lulu, dziękuję ❤️
    W tę sobotę o 17:00 polskiego czasu (czyli 16:00 tutaj w UK) na Facebooku będę mieć swojego pierwszego live’a — razem z moją przełożoną, Angielką Emmą. Będzie mówić po angielsku, a ja będę tłumaczyć i trochę żonglować między językami 😅

    Chcę pokazać, że angielski nie musi być perfekcyjny, żeby się odezwać.
    Że można popełniać błędy, zaplątać się w zdaniu i nadal mieć coś wartościowego do powiedzenia.

    Tutaj, w Anglii, nauczyłam się, że nie musisz być idealny, żeby się rozwijać.
    Mój angielski też nie jest doskonały – i właśnie o to chodzi.
    Żeby przestać się wstydzić, że nie jesteśmy „native”, i po prostu mówić.

    A może kiedyś… pogadamy w sieci razem? 😉

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do Eliza Siatkowska Anuluj pisanie odpowiedzi